Ledaig 21 years old Ruby Port Pipe Finish, 52.3 % ABV
Skarb z Isle of Mull.
Skarb z Isle of Mull.
Krainę złotego trunku miałem okazję wizytować już kilka razy. Za każdym razem były to bardzo przyjemne wyjazdy i nawet pogoda dopisywała. Z drugiej strony skoro jesteśmy już przy pogodzie to przecież nie jest to kluczowy faktor planowania wyjazdów w tamtą okolicę. W moim przypadku to w ogóle nie jest czynnik brany pod uwagę. Do Szkocji jadę po przemiłych ludzi, po piękne widoki, zamki i oczywiście whisky, a jeśli do tego trafi się jeszcze dobra pogoda, tym lepiej.
Punktem docelowym tegorocznego wyjazdu miała być Isle of Mull i leżąca nieopodal Isle of Iona. Zresztą obie wyspy szczerze polecam do odwiedzenia, na Ionie jest ufundowany w 563 roku przez św. Kolumbę klasztor (Iona Abbey). Wyspa charakteryzuje się bardzo ciekawą historią, zresztą jak wiele innych w okolicy. Isle of Mull w stosunku do Iony to już prawdziwy kolos, z wieloma ciekawymi miejscami, już samą atrakcją jest przejazd samochodem wokół niej jednopasmową drogą, która jest dwukierunkowa. No dobrze, dość zanudzania, przejdźmy do cieczy.
Generalnie whisky miała pojawiać dopiero w tle, przy okazji. Zresztą sam okres wyjazdu też nie był pod tym względem najszczęśliwszy, jako że destylarnia Tobermory poddawana była remontowi i zwiedzanie wnętrz nie było możliwe. Za to otwarte było centrum wizytacyjne, możliwość degustacji specyfików dostępnych wyłącznie na miejscu, a w szczególności nikt nie bronił zakupów, zresztą chętnych nie brakowało. I ja dałem się skusić, długo namawiać mnie nie trzeba było.
Spróbowałem wszystkiego co się dało, a moje zmysły jako zwycięzcę wskazały Ledaig 21 years old Ruby Port Pipe Finish. Ledaig czyli torfowe wydanie z tej gorzelni, wydestylowane w październiku 1997 roku (szalone czasy liceum ;)), a zabutelkowane w styczniu 2019 roku (wiele w tym czasie się zmieniło ;)). Zasadnicza część dojrzewania odbywała się w refill hogsheads, by potem poleżeć jeszcze 29 miesięcy w Ruby Port Pipe. Single malta zabutelkowano na poziomie 52.3% ABV, powstało w ten sposób 870 butelek, moja nosi numer 710. Do tego wszystkiego naturalny kolor i unchillfiltered.
K: ciemny bursztyn z czerwoną poświatą;
N: całkiem świeżo i owocowo z odległym ogniskiem, wydaje się, że torfowy charakter Ledaiga odsunął się w tym przypadku na drugi plan, przynajmniej na początku, przede wszystkim mam śliwki, wiśnie i czereśnie, także suszone i wędzone śliwki, pewnie w tym przejawia się ta torfowość, rabarbar, skórka pomarańczowa, dalej mam więcej ogniska, dymu, nawet grillowane owoce morza, wędzoną rybę, za chwilę też coś jak sos pomidorowy, całość jest całkiem wyraźna i intensywna; po pewnym czasie dochodzę do wniosku, że torfowy charakter po prostu przeplata się z dużym wpływem Porto, raz bardziej czuć pierwszy, raz drugi;
S: zdrowo i intensywnie z lekkim szczypaniem na języku, z imbirem, sporo wędzonych, suszonych śliwek, także w czekoladzie, dużo czereśni, żurawina, oczywiście słodko, mam też czerwone pomarańcze, które rosną w siłę, z czasem można wyczuć drugą warstwę whisky z odrobiną wędzonego dorsza, śladami espresso, coraz bardziej wyczuwalnymi taninami, robi się lekko solankowo, to bardzo ciekawe;
F: dość długi z dojrzałymi czerwonymi owocami, wytrawny.
Punktacja: 88.
Bardzo porządna i intensywna whisky. Finisz w beczkach po Porto Ruby wywarło na tego malta bardzo duży wpływ i przy pierwszym wrażeniu przyćmiło jego oryginalny torfowy charakter. Ciekawe czy, aby osiągnąć taki efekt trzeba było wykorzystywać pełnoletnią whisky i czy efekt nie byłby podobny przy młodszym produkcie, odpowiednio doprawionym beczą po Porto. Z tym, że to już zupełnie inna historia.
Punktacja opiera się na moich wrażeniach i odczuciach, stąd jej charakter jest oczywiście subiektywny.
Jeśli chcesz się ze mną skontaktować, uzyskać konkretną informację lub po prostu się przywitać, nie krępuj się wysłać wiadomości na adres blog@lukloveswhisky.pl.